niedziela, 10 marca 2013

Inne rozkosze - Jerzy Pilch

Zakończyłam ostatnio książkę pana Pilcha "najwybitniejszego żyjącego polskiego pisarza, którego wielbiła czytelniczo i platonicznie, a o którego Kohoutek był zazdrosny wcale nie platonicznie, Kohoutek był oń zazdrosny jak zwierzę i wiedział co czyni; najwybitniejszy polski pisarz należał do nieśmiertelnego pokolenia niestrudzonych łowców kobiet". Opis jaki napisał sam autor, prawdopodobnie odnosząc do siebie, jest dla mnie o tyle szczery, gdyż rzeczywiście wyobrażam sobie go jako kobieciarza. Zresztą mając taki styl wypowiedzi, nietrudno zbałamucić piękną niewiastę.
Historia zaczyna się tragedią. Do domu rodzinnego Kohoutka przybywa jego aktualna kobieta. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że mogła ją zobaczyć babcia, matka, sąsiedzi lub żona i dziecko głównego bohatera. Potem oczywiście jest już tylko gorzej. Kobieta omamiona obietnicą zamieszkania z kochankiem zaczyna do tego nieustannie dążyć. Kohoutek przypomina mi trochę Don Huana, który zakochany jest we wszystkich niewiastach i nie chce zrezygnować z żadnej. W poradzeniu sobie z sytuacją pomaga mu przyjaciel i mentor doktor Oyermah. Książka kończy się zostawiając miejsce na dopowiedzenie przez czytelnika ciągu dalszego. To jest duży atut, gdyż każdy ma szansę sprawić, by bohater miał najlepsze z możliwych szczęśliwe zakończenie.
Książka była jak dla mnie niepotrzebnie rozwleczona. Przyjemniej i z większymi emocjami czytało mi się o wydarzeniach czasu rzeczywistego. Aczkolwiek pomimo to uważam, że wszystko było w niej spójne, a wszelkie dygresje miały sens. Myślę, że opowieść stricte o Kohoutku byłaby uboższa i prędzej przypominałaby historię z Pamiętników z wakacji niż prozę najwybitniejszego żyjącego polskiego pisarza.
Książka jest cieniutka. Mogę ją polecić fanom pisarza, fanom prozy i osobom... zdradzającym partnerów, gdyż historia ta pokazuję jedna z opcji czekającego ich zakończenia.

Jerzy Pilch
Opis z tylnej strony książki:
Gdy w roku pańskim 1990 doktor weterynarii Paweł Kohoutek spojrzał w okno i ujrzał idącą przez ogród swą aktualna kobietą z właściwym sobie pyszałkowatym fatalizmem pomyślał, iż przydarzyła mu się przygoda, która winna być ostrzeżeniem dla wszystkich. Aktualna kobieta Kohoutka miała na sobie granatowy płaszcz, jej boską czaszkę okrywał filuterny kapelusik, ogromna zaś waliza, którą wlokła za sobą pozostawiała w białej listopadowej trawie ciemny trakt ostatecznej klęski.
Gdyby przyjechała na krótko jedynie rozmówić się ze mną, gdyby złożyła mi tylko przypadkową i niezapowiedzianą wizytę, i tak byłaby to wystarczająco wstrząsająca historia, pomyślał Kohoutek. I tak byłaby to historia godna książki.

1 komentarz:

  1. Mam w planach tę książkę od dawna i mam nadzieję, że zacznę darzyć tego pisarza podobną atencją.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie proszę o pozostawianie komentarzy krytycznie kulturalnych :)