środa, 30 listopada 2011

Wspólna chemia - Wiktor Horwath

Książka zaczyna się od tego co lubię jeszcze bardziej od czytania książek, zaczyna się seksem. Muszę w tym miejscu przyznać, że potwierdza się to o czym piszą w gazetach dla kobiet a czasem nawet w tych dla mężczyzn. Mianowicie to, że kobiety (nie wiem jak jest z "brzydszą płcią", ale zakładam, że jeszcze prościej) po bombardowaniu informacjami lub opisami bliskich stosunków lub historiami zabarwionymi erotyzmem mają znacznie większą ochotę na kochanie się, bądź porządne wymłócenie.

Wracając do przeczytanej przez mnie pozycji LITERACKIEJ, wcale nie zaczęło się to niewinnie jak sugerowałaby okładka. Nie będę wdawać się w dokładny opis ciekawszych scen, zarysuję jedynie fabułę "Wspólnej chemii". Justyna, główna bohaterka jest piękną i szczęśliwą mężatką z dzieckiem. To byłoby dość nijakie, gdyby nie to, że dziewczyna ta ma ze dwadzieścia lat, a jej córka zaś jest w wieku przedszkolnym. Uczęszcza do szkoły dla dorosłych, z której urywa się gdy zaistnieje jakiś ważny powód, ale wystarczy również kaprys by się nie pojawić na zajęciach. Do tego należy dołożyć jeszcze i to, że Justysia chcę być za wszelką cenę postrzegana jako kobieta światowa i bez zahamowań. Namiętnie czyta rady z Cosmo, za namowa psiapsiuły chodzi do wszelkiego rodzaju wróżek. Z tego rodzi się ogrom zabawnych sytuacji. Może właśnie polubiłam ją za te nieudolne próby bycia kobietą światłą, pomimo jej całej naiwności oraz braku pewnej dojrzałości czy obycia. Justyna dowiaduje się, że jest zdradzana przez męża i za namową koleżanki sama stara się znaleźć szczęście z innym. Zdrada nie przychodzi jej tak łatwo, zwłaszcza, że bardzo kocha Adama i wcale nie kręci ją seks z innymi mężczyznami. A spotyka ich na swojej drodze kilku. Wszystko kończy się na sali sądowej, gdzie toczy się proces rozwodowy pomiędzy Justyną i Adamem.
Wiktor Horwath doskonale przedstawił jak wróżki, gazety, "przyjaciółki" czy własna nadinterpretacja mogą być genialnymi doradcami ze specjalizacją w niszczeniu relacji, separacji i klęsce.
Język jest lekki, każdy z bohaterów mówi w specyficzny dla siebie sposób, co daję uczucie, że postacie są żywe. Sama powieść również żyje, ponieważ rola narratora jest przejmowana zupełnie jak w sztafecie co rusz, to kto inny trzyma pałeczkę. Książkę niestety czyta się źle, ale to nie wina autora, a redakcji. Zabrakło wizualnych przystanków pomiędzy poszczególnymi scenami w książce. Przydałyby się jakieś gwiazdki albo inne neony, aby nie musieć zwalniać z przetwarzaniem czytanego tekstu.
Podobało mi się szczególnie poczucie humoru i wyraźnie skonstruowani bohaterowie. Horwath obsadził jako głównego bohatera młodą kobietę, niestety włożył w nią mnóstwo cech, które można znaleźć między stereotypami dotyczącymi kobiet w jej sytuacji życiowej. Uważny czytelnik może również dostrzec, ze Justyna reprezentuje męskie fantazje.
Polecam książkę wszystkim, którzy lubią spadać ze stołków z powodu wybuchu śmiechawki oraz mężatkom, które nadal mocno kochają swych współmałżonków.
Witold Horwath
Opis z tylnej strony książki:
Autor "Seansu", "Ptakona", "Ultra Montany", scenariuszy do wielu filmów, w tym do serialu "Ekstradycja" w bezpretensjonalny sposób pisze o miłości, zdradzie i pojednaniu. Książka pełna humoru i nieoczekiwanych zwrotów akcji.

Horwat jest jednym z nielicznych polskich pisarzy potrafiących skonstruować pełnokrwiste postaci bohaterów, rozpisać świetne dialogi, umiejętnie dozować napięcie i grozę, by następnie rozładować naelektryzowaną atmosferę lekkim żartem. Prowadzi przy tym grę z czytelnikiem, czerpiąc z niej przyjemność. O kimś takim mówi się: urodzony pisarz.
Krzysztof Masłoń, "Rzeczypospolita"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Serdecznie proszę o pozostawianie komentarzy krytycznie kulturalnych :)