poniedziałek, 25 maja 2015

Takeshi Cień Śmierci



Wszystko zaczyna się zdaniem: "To jest film, który zawsze chciałam napisać". Musze się tu szczerze przyznać, że nie jestem pewna czy miałabym ochotę obejrzeć Taki film.










 Czy lubicie kulturę Dalekiego Wschodu, mitologię, a także nowe technologie? Jeżeli tak, to koniecznie powinniście pochłonąć tę książkę. Dobrze przeczytaliście, pochłonąć. Mój wynik to doba od wypożyczenia.
Podśmiewałam się, roniłam łzy, a na koniec mocno zszokowana i zaskoczona odłożyłam pierwszy tom. To przecież dopiero pierwszy tom, będą kolejne. Próbowałam się pocieszyć. Szkoda tylko, że następny ma się pojawić dopiero 12. czerwca. Jak tu wytrzymać? Wtulona w męża, który wczytywał się w niedawny zakup, układałam sobie ostatnie 24 godziny, kiedy przeniesiona do innej epoki innego miejsca walczyłam, kochałam, ŻYŁAM pełną piersią!

Autorka zaprasza nas w podróż do Antili i Wakuni, dwóch krajów, które są ze sobą dość mocno związane. Mamy parę wzmianek o bogach, w tle znajdziemy trochę polityki, jednak najważniejsze są poszczególne Zakony, ponieważ to właśnie ich intrygi i działania zmieniają bieg historii. Najchętniej czytałam wzmianki o Księżycu Utajonym, dało się odczuć, że są oni najlepiej zorientowani w wydarzeniach. Kitsune, czyli lisy są głównym klanem tego Zakonu, a z ich przywódczynią, piękną Tamamo szczególnie się utożsamiałam, gdyż tak jak ona czasem czuję jak dużo jest na mojej głowie. Potrzebuję wówczas takiej samej siły, by się nie poddać, by pokazać innym, że dużo mogę, że osiągnę sukces.
Tytułowy Takeshi nie jest bogiem, nie ma związku z polityką, ani nie należy już do Zakonu, podróżuje przez krainy, gdzie jedynym jego celem jest przetrwać. Mimo, że Cień Śmierci wolałby się nie rzucać w oczy, to właśnie on jest kluczową postacią tej książki i to jego historia porywa i unosi niczym jazda bez trzymanki na Wodnych Wołach.

Podobało mi się, że wydarzenia nabierały sensu z każdą kolejną stroną. Dobrze skonstruowana narracja prowadziła nas przez włości daimio Ashihei pełne pięknych i cennych przedmiotów, zahaczając o wioskę Zimny Potok, by zachwycić się w tym miejscu nad urokiem Jeziora Węża skrytej w kotlinie. Dalej był Dom Lisów - miejsce uciech, karczma "Pod Jenotem i Czajnikiem", różne kapliczki, pilnie strzezona posiadłość pana Omura i wiele innych. Gdyby pan R.R. Martin chciał swoje postacie z Gry o tron przenieść do Dalekiego Wschodu to i tak nie powstałoby coś lepszego niż zafundowała nam Pani Kossakowska. I tu apel: pewnych adaptacji nie powinno się oglądać, gdy ma się tak wrażliwą naturę.
Demony, walka, krew, cierpienie, ból, zdrada, przyjaźń, miłość, a nawet seks.
Pełne chapeau bas!



Maja Lidia Kossakowska
Od dzieciństwa marzyła, że kiedyś zostanie reżyserem. Równie silnie pragnęła zostać lalkarzem, rzeźbiarzem i archeologiem. Zwiedzanie uroczych, starych miasteczek (z częstymi postojami w małych, tradycyjnych knajpkach), patrzenie na morze, spacery plażą, malowanie obrazów, szycie lalek i grzebanie w starociach, to jej ulubiony sposób spędzania wolnego czasu do dziś.
Wrażliwość pisarki ukształtowała się podczas nauki w liceum plastycznym, w trakcie studiów archeologicznych i nade wszystko dzięki lekturom. Bo dom Kossakowskich był zawsze pełen książek i bez czytania nikt z rodu nie mogłaby się obejść.
Archeologia nauczyła ją odkrywać i odtwarzać światy, rozbudowała wyobraźnię, nauczyła myślenia fabularnego, które umiejętnie wykorzystała realizując dokumentalne programy telewizyjne i podejmując pierwsze próby literackie.
Kossakowska nie zapomni dnia, w którym po raz pierwszy ujrzała swój tekst w druku. Tego się nie da z niczym porównać. To uzależnia i determinuje plany. Dzisiaj w jej życiu dominuje literatura, która z pasji przerodziła się w sposób na życie i pracę.
Autorka książek lubi w swoich powieściach eksperymentować ze stylem i gatunkami. Zawsze jednak przywiązuje uwagę do szczegółów – starannie rozpisuje poszczególne rozdziały
i sceny, jest do bólu dokładna i konsekwentna w swoich postanowieniach.
Pisarka chętnie ucieka od miasta i pracy. Ma nieduży letni domek, w którym czuje się naprawdę u siebie i na właściwym miejscu.

Książka Takeshi. Cień Śmierci rozpoczyna nowy rozdział w karierze pisarskiej Mai Lidii Kossakowskiej i jest doskonałym połączeniem zainteresowań autorki kulturą Dalekiego Wschodu, mitologią różnych kultur, miłości do zwierząt, poezji, muzyki, magii i nowych technologii, zwiniętych w intrygującą nić fabularną. To także film, który zawsze chciała napisać.

PS: gorąco wspieram marzenie pani Kossakowskiej o nakręceniu tej książki, ale zdecydowanie bez dobrej obstawy na film nie idę! :)

piątek, 9 stycznia 2015

Spotkanie w Bagdadzie

Jestem gotowa do spontanicznych czynów, uwielbiam szalone akcje i stan zakochania. Sama myśl, by wyjechać za nowo poznana osobą do obcego kraju, nie wywołuje we mnie przerażenia. Mało tego, czuję jedynie ekscytację, jak załatwić wszystko by się udało. Jak odnaleźć kogoś mając szczątkowe informacje. Jak każda kobieta wychowana zostałam na komediach romantycznych, co jest ogromnym obciążeniem. Sceny z filmu, nie pokrywają się w życiu. Tzn mężczyźni dziwnym trafem nie są zdolni do takich wielkich rzeczy. Niestety. Ja rzeczy typu: podróż do Bagdadu realizuję, ale w trochę mniejszym zakresie. Nikt nie musi mnie prosić, bym szybko ogarnęła kwestie transportu i pojawiła się w najmniej oczekiwanym momencie. Zawsze wywołuję pozytywne reakcje, czasem bardzo pozytywne. Myślę, że tak ciężko mnie zaskoczyć właśnie przez to, że jestem podejrzliwa co do intencji innych, czy przypadkiem nie kombinują czegoś. Swoją inteligencję i przenikliwość uważam za duży atut. Nie zawsze jednak da się wszystko dostrzec...


Domyśliłam się kto był tym złym.

Ktoś kogo znam prawie tak samo "miluje" wszystkiemu i wszystkim jak jedna z osób w tej książce.

1/52

sobota, 4 października 2014

Zmieniam styl!



Czasem dojrzewanie trwa dłużej niż byśmy chcieli. Mam pomysł na nowy sposób recenzowania książek. Generalnie nie wiem czy się ze mną zgodzicie, ale część z recenzji pojawiających się w sieci jest zwyczajnie nudna..
Moim zadaniem będzie zrecenzować przeczytaną książkę poprzez utożsamienie się z jednym z bohaterów. Może w formie opowiedzenia o swoim życiu, może zmyślenia czegoś co mogłoby mi się wydarzyć, albo o czym fantazjowałam czytając.



Początek już wkrótce:)
Bawcie się dobrze ;)

niedziela, 10 marca 2013

Inne rozkosze - Jerzy Pilch

Zakończyłam ostatnio książkę pana Pilcha "najwybitniejszego żyjącego polskiego pisarza, którego wielbiła czytelniczo i platonicznie, a o którego Kohoutek był zazdrosny wcale nie platonicznie, Kohoutek był oń zazdrosny jak zwierzę i wiedział co czyni; najwybitniejszy polski pisarz należał do nieśmiertelnego pokolenia niestrudzonych łowców kobiet". Opis jaki napisał sam autor, prawdopodobnie odnosząc do siebie, jest dla mnie o tyle szczery, gdyż rzeczywiście wyobrażam sobie go jako kobieciarza. Zresztą mając taki styl wypowiedzi, nietrudno zbałamucić piękną niewiastę.
Historia zaczyna się tragedią. Do domu rodzinnego Kohoutka przybywa jego aktualna kobieta. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że mogła ją zobaczyć babcia, matka, sąsiedzi lub żona i dziecko głównego bohatera. Potem oczywiście jest już tylko gorzej. Kobieta omamiona obietnicą zamieszkania z kochankiem zaczyna do tego nieustannie dążyć. Kohoutek przypomina mi trochę Don Huana, który zakochany jest we wszystkich niewiastach i nie chce zrezygnować z żadnej. W poradzeniu sobie z sytuacją pomaga mu przyjaciel i mentor doktor Oyermah. Książka kończy się zostawiając miejsce na dopowiedzenie przez czytelnika ciągu dalszego. To jest duży atut, gdyż każdy ma szansę sprawić, by bohater miał najlepsze z możliwych szczęśliwe zakończenie.
Książka była jak dla mnie niepotrzebnie rozwleczona. Przyjemniej i z większymi emocjami czytało mi się o wydarzeniach czasu rzeczywistego. Aczkolwiek pomimo to uważam, że wszystko było w niej spójne, a wszelkie dygresje miały sens. Myślę, że opowieść stricte o Kohoutku byłaby uboższa i prędzej przypominałaby historię z Pamiętników z wakacji niż prozę najwybitniejszego żyjącego polskiego pisarza.
Książka jest cieniutka. Mogę ją polecić fanom pisarza, fanom prozy i osobom... zdradzającym partnerów, gdyż historia ta pokazuję jedna z opcji czekającego ich zakończenia.

czwartek, 17 stycznia 2013

Nie piję, zbieram na malucha - part 1



Wiktoria jest jedną z tych kobiet, które nigdy się nie nudzą. W przerwach między pracą a studiami uwielbia podróżować i jeszcze udaje się jej znaleźć czas na czytanie książek i...bycie w udanym związku. Właśnie zaliczyła ostatni egzamin w sesji letniej i zabrała się za doprowadzenie organizacji zasłużonego urlopu do końca. Razem ze swoim partnerem wybiera się do znajomych, do Belgii. W planach mają nie tylko odwiedzenie tych miejsc, którymi przechadzała się Wiktoria podczas swojego trzymiesięcznego pobytu w Brukseli, ale także wypad do chociaż jednej z tych miejscowości, w których nie miała okazji, albo czasu być. Waterloo, Mons, Namur i inne miejsca, aż się prosiły o odwiedziny; ale nie wszystko naraz – całego kraju nie da się objechać w tydzień, żeby czegoś nie pominąć.
         Nie mogła już się doczekać tych kilku dni, podczas których miała zamiar delektować się belgijskimi czekoladkami oraz piwem, o których smaku niemalże zdążyła już zapomnieć. Pomyślała tylko, że to dobrze, że to właśnie Michał prowadzi, ponieważ zbyt dobrze znała nie tylko oddziaływanie belgijskiego piwa na swoje ciało, ale również wpływ imprez brukselskiej polonii na stan swojej świadomości. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie będzie w stanie siąść za kierownicą po takiej dawce alkoholu, którą zazwyczaj wlewała w siebie podczas tych wspólnych posiadówek.
         Miała tylko nadzieję, że do czasu wyjazdu przejdzie jej to cholerne zatrucie, które trwało już drugi dzień. Zatem od razu z uczelni poszła na wizytę u lekarza , a później miała spotkać się ze swoim Michałem.
         Kiedy po długim oczekiwaniu w kolejce, w końcu weszła do swojego lekarza rodzinnego po krótkim badaniu i wywiadzie dowiedziała się, że istnieje prawdopodobieństwo, iż jej objawy niekoniecznie muszą być symptomami zatrucia pokarmowego, ale mogą być sygnałem, że jest w ciąży. Dlatego też lekarka poleciła jej, żeby poszła do odpowiedniego lekarza potwierdzić swój odmienny stan. Kiedy wyszła z gabinetu jedyną rzeczą, o której była w stanie pomyśleć to, to że nie będzie mogła skosztować belgijskiego piwa co najmniej przez okres ciąży i późniejszego karmienia. Jednakże to była w stanie znieść, ponieważ jeżeli wszystko się potwierdzi, jest w ciąży z mężczyzną, którego kocha, i z którym wiąże życie. Mimo to los gotował jej gorzką niespodziankę.
         Niczego nieświadoma, dzwoniła właśnie do drzwi mieszkania rodziców Michała, z którego miał się wyprowadzić do ich wspólnego lokum zaraz po powrocie z urlopu. Otworzyła jego mama zaskoczona widokiem Wiktorii.

-                    To Ty nie na lotnisku? - rzekła zdziwiona.
-                    Na jakim lotnisku?
-                    No przecież Michał wylatuje dziś na to roczne stypendium do Londynu. Przecież musiał Ci o tym mówić...
        
         W oczach Wiktorii stanęły łzy. Przecież to niemożliwe, żeby rzucił wszystko i wyjechał. To niemożliwe, żeby wcześniej planował wyjazd, a ona nawet o tym nie wiedziała. Tysiące myśli kotłowało się jej w głowie kiedy poczuła, że kręci się jej w głowie.
         Kiedy obudziła się w szpitalu przy jej łóżku zastała swoją mamę i niedoszłą teściową, a kiedy doszła do siebie, że była w stanie rozmawiać wszystkie trzy  odbyły długą rozmowę, która była okupiona gniewem, żalem, łzami i porozumieniem. Wiktoria wiedziała, że mężczyzna którego kochała okazał się nieodpowiedzialnym gówniarzem, który nie potrafił się rozstać w kulturalny sposób tylko zostawił ją i prawdopodobnie ich wspólne dziecko, które zapewne nigdy nie będzie znało swojego ojca.
         Najbliższe dni Wiki spędziła na dochodzeniu do siebie i chociaż fizycznie już nic jej nie było, poza tym, że nosiła pod sercem rosnące dziecko wciąż nie mogła emocjonalnie poradzić sobie z tym co zaszło. Wciąż zadawała sobie pytania o to jak to wszystko mogło się stać i co takiego spowodowało, że Michał wyjechał bez słowa pokazując tym samym, że ma ją daleko gdzieś. Jak mogła niczego nie zauważyć? Czyżby była aż tak zabiegana? Niemożliwe.
         Mimo tego, że Wiktoria ciężko przeżywała to co się stało była silną kobietą otoczoną bliskimi, którzy powoli stawiali ją na nogi. I tak, któregoś dnia po wielu rozmowach z rodzicami, rodzeństwem i przyjaciółką postanowiła, że nie może niszczyć sobie życia przez jednego kretyna, który okazał się być na tyle niedojrzały, żeby wyjechać bez słowa. Wiedziała już, że urodzi dziecko, które nosiła w sobie i bynajmniej nie zamierzała zmieniać zbytnio swojego życia tylko dlatego, że pojawi się w nim nowa osoba. Chciała pojechać do Belgii, bo wiedziała, że to dobrze jej zrobi. Wiedziała też, że nie zrezygnuje z pracy, ani ze studiów, tylko postara się zorganizować wszystko tak, żeby się wyrabiać.
         Tymczasem zanim zacznie organizować sobie życie na nowo postanowiła wyjść ze znajomymi w końcu „oblać” zakończony niedawno rok akademicki. A kiedy wracała z baru ze szklanką wody zamiast z piwem poczuła na sobie pytający wzrok znajomych, a kiedy pokonała zakłopotanie, powiedziała tak naturalnie jak tylko było ją na to stać:
No co? Nie piję, zbieram na malucha...

środa, 16 stycznia 2013

Póki rekin śpi - Milena Agus

Książkę wzięłam z polecenia koleżanki blogerki podczas wspólnego buszowania po bibliotece. Znów nieznana mi autorka, ale już znana i lubiana Seria z miotłą. Wiedziałam, że mogę się pakować w lekturę z zamkniętymi oczami ;)
Sposób pisania jest dla mnie dziwny, ale czy życie właśnie takie nie jest? Zresztą ważniejsze wydają mi się poruszane tematy: o historii (jako nauce), o miłości, o Bogu, przemijaniu, w ogóle o życiu. Język nie jest obciążony moralizatorskim tonem.
Narratorką jest 18-latka szukająca odpowiedzi na pytanie: "Czym jest miłość?" Bardzo zadziwia mnie jej naiwność. Może nawet trochę mnie drażni, że jeszcze nie rozumie świata. Powinnam być wyrozumiała w podejściu do tej młodej dziewczyny, każdy z nas kiedyś taki był, a może jeszcze jest.
Książkę polecam osobom oczekującym po lekturze czegoś więcej niż gładkiej treści i jednowymiarowych bohaterów.

środa, 2 stycznia 2013

Wspólnie napisane opowiadanie :)

Pochwalę się tym nad czym wspólnie ze Stalowymi Czytaczami działamy :)
Może to niedużo, może nie jest to jeszcze wybitny poziom, ale ja jestem zadowolona.
Nie wiem czy będzie chciało się Wam ściągać tego, bo może za dużo roboty z tym, bo może ktoś się znudzi zanim zacznie czytać...
ale i tak spróbuję was przekonać do zapoznania się z całością ;)

Proszę zajrzeć na stronę naszej grupy:

wtorek, 1 stycznia 2013

2013

Nie lubię robić podsumowań, nie lubię prowadzenia listy typu: "ile książek przeczytałam". Chyba nie lubię się rozliczać z moich dokonań. W sumie to nawet zaczynałam, ale nie dawałam rady wytrwać. Wolę skupić się by napisać dobra recenzję książki, która mnie w jakiś sposób poruszyła. Cieszy mnie najbardziej jednak jak tu zaglądacie.
Powiem Wam, że brak tych podsumowań pozwala mi żyć w błogiej nieświadomości, co do upływającego czasu, liczby postów, czy liczby komentarzy. Mi z tym dobrze, może dlatego, że tez nie szaleję zanadto i nie miałabym się czym Wam pochwalić. Nie czytam dwóch książek w ciągu tygodnia, widać to tez po recenzjach, które tak często się nie pojawiały
Nie mam kasy aż tyle by kupować każdą książkę, która mnie zainteresuje. Dzięki temu próbuję naprawdę różnych książek, wypożyczając je z bibliotek.
Ciekawa jestem jak Wam idzie czytanie. Chcę w tym roku skupić się więcej na waszych blogach, może uda mi się na koniec stworzyć listę blogów do polecenia ;) To jest moje jedyne postanowienie noworoczne. A jak wiadomo łatwiej coś zrobić dla innych niż dla siebie, więc liczę na to, że dotrzymam tego publicznego zobowiązania.

Życzę Wam aby poszerzały się Wasze horyzonty,
aby nie pojawiały się rozpraszające bodźce podczas lektury
i abyście wyczytali wszystkie literki z książek.